Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Zonia tak unikała Ewarysta, że prawie jej nie widział przez parę miesięcy, a pytać o nią nie miał kogo, iść zaś do niej sił mu brakło. Gdy pomyślał o zgubionym dziewczęciu, płakać mu się chciało.
Madzia, której siostra na listy nie odpisywała, lub odpowiadała tak, że nic z jej pisma oprócz obojętności i lekceważenia wyczytać nie było można, zgłaszała się o wiadomości do Chorążyca, ten odpisywał ogólnikami, aby nie obwiniać, unikając szczegółów, lecz nie tając, że Zonia była bardzo dziwaczną, mało przystępną itp.
Zmuszony wreszcie coś donieść o niej, choć nie widział jej od tak dawna, Ewaryst jednego dnia zmusił się pójść do dworku Sałhanowej. Robiło mu przykrość niezmierną z bliska patrzeć na tę istotę, dla której miał niewymowną sympatię, a ratować jej nie mógł.
We wrotach już z dala zobaczył starą Agafię, zaczepiającą przechodzących dla upragnionej gawędki i śmiechu. Stara była bardzo wesoła, a bez ludzi żyć nie mogła i chwili.
Zobaczywszy go poznała z dala starucha i witać zaczęła, zabierając się prowadzić do gospodyni.
Już weszli w korytarz, gdy Ewarystowi, zmierzającemu do pokoju Zoni, Agafia pokazała drzwi bawialni. Myśląc, że ją tam znajdzie, wszedł Ewaryst
Heliodora sama leżała rozciągnięta na sofie z książką w ręku i cygaretką w ustach. Zerwała się prędko, zobaczywszy Ewarysta.
— Myślałam, że pana w Kijowie nie ma, rzekła, tyle czasu go nie widziałam...
Ewaryst oczami szukał Zoni.
— A Zonia gdzie? — spytał.
Zdumiona mocno, wdowa rozśmiała się szydersko.
— A to pan nic nie wiesz! — odezwała się — już tygodni ze sześć jak jej u mnie nie ma!
Rażony jak piorunem Dorohub poskoczył ku gospodyni.
— Gdzież jest? — zawołał.