Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie rannej, w której się nikogo spotkać spodziewał.
Na kwaterę akademicką mieszkanie Szeligi było niezwyczajnie wspaniałym. Młody panicz trzymał lokaja w liberii, miał salon, kilka pokojów i cały komfort, jaki zwykle tylko starszych otacza; ulubieniec matki, pieszczoszek nawykły do wygód zawczasu już czynił z nich życia warunek.
Ewaryst zastał go jeszcze w łóżku, pijącego kawę, którą mu z całą elegancją zamożnego domu podano. Więcej było koło niego przyborów toaletowych i fraszek, niż papierów i książek. Nauka była tu gościem, po którym ślady zacierano.
Z wielką uprzejmością, posuniętą do przesady, przyjął dawnego znajomego Zorian, przepraszając za jo, że w łóżku go zastał.
— Jestem trochę niezdrów! — dodał zakłopotany.
Pierwszą rzeczą, która wpadła w oczy Chorążycowi, była na stoliczku przy łóżku w aksamit oprawna za szkłem fotografia, w której na pierwszy rzut oka poznał Zonię. Kazała się ona była fotografować z książkami pod pachą, w męskim kapelusiku, i obrazek ten, uderzający oryginalnością, znanym był powszechnie. Zorian, nie dostrzegłszy, że Ewaryst miał czas nań spojrzeć, dosyć zręcznie natychmiast go przysłonił.
Służba wyszła. Korzystając z poufałości koleżeńskiej, Chorążyc umyślnie zwrócił uwagę na obrazek.
— Pokaż że mi jaką to piękność ukrywasz przede mną tak starannie — zawołał chwytając fotografię, którą Zorian próżno mu wyrwać usiłował.
— A! to moja kuzynka! — rzekł stawiając na powrót obrazek Ewaryst.
Szeliga zarumieniony leżał milczący, zmieszany bardzo.
— Kuzynka! — powtórzył — kuzynka!
— Tak jest — dodał Chorążyc, siostra jej wychowuje się przy moich rodzicach! wszyscy mówią — ciągnął dalej, o ile mógł najspokojniej — że wy się szalenie kochacie w Zoni! Bardzo temu wierzę, bo jest i śliczna i pełna życia a zdolności, choć główkę ma trochę przewróconą.
Zorian słuchał pilnie, zwolna przychodząc do siebie.
— No, kochać się trudno zabronić — dodał zwolna Ewaryst — lecz, jako życzliwy ci przyjaciel, radziłbym być ostrożnym. — Wątpię, aby rodzice wasi pozwolili się żenić, a z familią mojej biednej kuzynki moglibyście mieć nieprzyjemności...
— Ale, proszę cię — wtrącił Szeliga, proszę cię, cóż? za co? wszyscy niemal akademicy kochają się w pannie Zofii.
— A ja też kochać się nie zabraniam — dodał Chorążyc — tylko po przyjacielsku zwracam uwagę, że to szlacheckie dziecię, dobrego domu, choć ubogie, i nie bez związków.
Szeliga, widocznie pomieszany, pił kawę tak niezręcznie, że mu się na poduszkę wylewała.