Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Trzeba naprawić! — odezwał się zbliżając do wdowy Jewłaszewski. — Mów pani, perswaduj! Jak tam będziesz uważała. Wy kobiety w tych sprawach jesteście mądrzejsze od nas.
— Ja to w części połatam — odpowiedziała Heliodora. Ona się nie gniewa już, ale co dalej? Zdradziłeś się.
— Co dalej? — gwałtownie zawołał Jewłaszewski — sierota! bez funduszu... bez opieki. Cóż ona chce? może lepiej wyjść za mnie?
— Ależ ty się z nią nie możesz ożenić! — przerwała wdowa.
— Dlaczego? dlaczego? — wtrącił żywo Mistrz — dlatego, że byłem niegdyś żonaty? Ale nie jestem! nie jestem! Ho było wariackie ożenienie w wieku takim, gdy człek rozumu nie ma za grosz. Pani nie wiesz? To była prosta dziewczyna, Kozaczka, tyle tylko, że bardzo piękna. No i cóż? Porzuciłem ja ją i ona mnie, przepadła bez wieści! wiele lat temu? piętnaście! Na świecie jej nie ma, bo by się zgłosiła przecie, choć dla kawałka chleba. I jaki to tam był ślub, w małej wiejskiej cerkiewce, prawie bez świadków, bez metryki. Nie miałem naówczas dwudziestu lat!!
Jewłaszewski chodził prędko po pokoju, rozgorączkowując się.
— Więc cóż ma stać na przeszkodzie ożenieniu? nic, nic. A już kiedy inaczej nie można i kiedy ona tam będzie tych form wymagała, no, to się ożenię...
Wdowa patrzała, słuchała, paliła papierosa i kręciła ustami dziwacznie.
— Ty wiesz, ojczulku — rzekła — że ja, twoja wielbicielka, uczyniłabym dla ciebie co tylko w mej mocy. Wszakże ja ją nie dlatego wzięłam tu do siebie, tylko aby ci ją dać. A no, trudno! strasznie samowolna i uparta. Myślałam, że jej zawrócisz głowę, że padnie przed tobą plackiem.
Alboż nie opanowałem jej ducha? odezwał się Mistrz.
Paramińska ręką machnęła.
— Co to za panowanie! — rzekła. — Teraz kiedy znowu zgoda nastanie, trzeba podwoić upajającego trunku waszej mądrości.
Rozśmiała się wdówka i dorzuciła.
— Kiedy nie może się zakochać w twarzy, niech się w geniuszu zakocha. Alboż to takich nie było przykładów?
Jewłaszewski stał jakoś zadumany i jakby wątpiący o sobie.
— Tylko mi pani pomagaj, jakoś tego dokonamy. Rzuć myśl ożenienia, przecież to... coś znaczy nosić imię moje i dzielić losy...
Ostatnie wyrazy, które się nieco dumnymi wydawać mogły, były w oczach wdowy całkiem usprawiedliwione.
Jewłaszewski w istocie miał wpływ i znaczenie ogromne, młodzież cała przepadała za nim i szła pod jego dwuznacznym wielce, bo nie wiedzieć dokąd mającym prowadzić sztandarem... Sława tego znakomitego człowieka rozchodziła się przez adeptów po prowincjach, oprócz tego do wzrostu jej przyczyniały się rzadko, ostroż-