Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gromadki, tu mowa była o naukach w ogóle. Jewłaszewski wyrzekał na idealizm w nich i zrządzone przezeń szkody.
— Wszystko na nowo zdobywać potrzeba — wołał — fantazja zastąpiła doświadczenie. W pomoc rozumowi zwichniętemu muszą przyjść nieomylne zmysły.
— Przyklaśnięto mu.
— Komunały panowały światu wszędzie równo na katedrze jak w salonach, w życiu i naukach. Precz z nimi — do natury! do natury! do prostych obyczajów; do skazówek, które leżą w nas, a które faryzeusze tylko zowią chuciami i namiętnościami.
Tak daleko się zapędziwszy, nagle pan Jewłaszewski powściągnął się, ostygł i chcąc zmienić przedmiot, zagadnął jednego ze stojących o jakąś kwestią prawną. W tym miał się za bardzo mocnego. Stara jednak Agafia Sałhanowa nie dała rozwinąć się dyskusji, bo poczęła roznosić herbatę.
O Ewaryście zapomniano trochę: stał zasłonięty innymi; dochodziły go tylko urywki rozmowy, którą bardzo prędko papląc wiodła głównie pani Heliodora.
— Słowo daję! tak jest! No — uciekła z nim? krzyczą za nią? za co? Kochała go, miała zupełne prawo! Kobieta powinna być wolną i iść za sercem...
Nikt nie przeczył. Jewłaszewski dodał:
— Te wszystkie kajdany form naszych towarzyskich, zadawnionych, przestarzałych popękać muszą... Niepodobna, aby mężczyzna czy kobieta pokutowali żywot cały za nieroztropne jakieś zobowiązanie się przedwczesne...
Ewaryst posłyszawszy to spojrzał na Zonię, chciał wiedzieć, jak tę tak zuchwale wygłoszoną prawdę przyjęła. Zonia stała o stół oparta z namarszczoną brwią, z twarzą zamyśloną, ale się nie sprzeciwiając.
— Jedyny związek prawy — zakończył Mistrz — to związek serc... Gdy te się rozchodzą, ludzie rozejść się też mają prawo!!
Komentarze tego pięknego aforyzmu tak głośne były i hałaśliwe, iż Ewaryst już pochwycić nic nie mógł oprócz gwaru. Ścisnęło mu się serce trwogą jakąś, rad był zaprotestować, lecz niepodobieństwem było wdawać się w rozprawy z tym tłumem.
Nie widząc go, Zonia zbliżyła się ku niemu i sama wyszukała w ciemnym kątku, w którym stał przysłonięty. Spojrzenie jakie rzucił na nią nie wiedzieć dlaczego oblało ją rumieńcem... Sądziła, iż powie coś i zdała się oczekiwać od niego słowa, choćby surowego, ale Ewaryst, nie chcąc rozpoczynać z nią walki, znajdując ją może napróżną, z cicha tylko żegnać ją począł. Wyraz smutny jego twarzy powiedział jej to czego usta nie śmiały.
— Przeczytaj proszę list siostry — rzekł wysuwając się ku drzwiom — i odpisz jej, ja kiedyś przyjdę po odpowiedź.
Zonia skinęła główką i oczyma do drzwi go przeprowadziła.