Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sane i dumne; piękne włosy, choć niemiłosiernie obcięte, ale bujne, przy tym figurka zręczna, silna z ruchami trochę męskimi.
— Ale ja jej jeszcze nie widzę! — zawołała Madzia — jakże... ona jest...
Piękna i śmiała! — powtórzył Ewaryst uśmiechając się — choć w kobiecie zawsze mnie taka jakaś rubaszność razi, jej z tym do twarzy. Ma w sobie coś sympatycznie usposabiającego, szlachetnego, otwartego... niepodobna się nią nie zająć...
Ale słuchajże dalej — mówił Ewaryst. — Gdym ją spytał co się stało z Ozereńkową: umarła poczciwa Sędzina, rzekła wzdychając i jej winnam, że się bardzo o przytułek i przyszłość nie potrzebowałam kłopotać. Zapisała mi co miała, z tym przybyłam do Kijowa. Chcę się uczyć, będę się starała móc sobie na życie zarobić sama i nikogo już nie potrzebować...
Słysząc to pani Heliodora, siedząca na kanapie, dodała:
— A już to z Zoni, z jej odwagi i pracowitości to doprawdy, przykład drugim brać, to kobieta!
Szmer otaczających potakiwał tym słowom — Zonia się uśmiechała pogardliwie.
— Nie macie mnie z czego chwalić — odezwała się — na bezrybiu i rak ryba, tak też i ja. Gdzie wszystkie kobiety albo za piecem siedzą, lub się kogoś za poły trzymać muszą, wyglądam na osobliwość wielką, a w tym dziwu nie ma, tak być powinno. Dosyć nas już niewolnicami było i sługami.
— Ach, Boże mój! — przerwała Madzia załamując ręce i cała we łzach. Ewaryst się zatrzymał i po chwili kończył opowiadanie w krótszych wyrazach.
— Jednym słowem, moja Madziu, Zonia się zupełnie wyemancypowała... Przyjęła mnie całkiem jak obcego i na tym się prawie skończyła nasza znajomość z nią. Spotykaliśmy się często, zaledwie mi raczyła główką kiwnąć zdala i zaraz się odwracała. Nie chciałem być natrętnym, tylko na wyjezdnem zbliżyłem się raz do niej, pytając: czy nie zechce napisać co do ciebie albo ci co kazać powiedzieć. Uśmiechnęła się na to.
— Jeśli pan chcesz mów jej, niech u nikogo na łasce nie siedzi, niech niczyją nie będzie niewolnicą, niech przyjeżdża tu, uczy się i wyrobi się na człowieka! Powtarzam ci jej słowa...
Ażeby odmalować wrażenie jakie całe to opowiadanie uczyniło na Madzi, potrzeba by przypomnieć wychowanie jej w tym spokojnym, patriarchalnym starym zamiłowskim dworze, do którego żadna nigdy nowa myśl się nie wcisnęła, gdzie wszystko nowe było uznawane złym, zepsutym i psującym, gdzie świat jeszcze toczył się odwieczną wybitą koleją...
Madzia słuchała ze zgrozą i rozpaczą w sercu. Zonia zdała się jej zgubioną. Rozpłakała się tak, że do swojego pokoiku uciec mu-