Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szności. Zdaniem jego innego wyjścia z tego położenia nie było, tylko to jakie on wykazywał, ożenienie.
— Mój drogi — przerwał Komnacki — trzeba najprzód się upewnić, czy się ona zgodzi na to. Ile razy mi się trafiło słyszeć ją mówiącą w tym przedmiocie, jeślim dobrze zrozumiał, protestowała zawsze w imię swobody i godności człowieka przeciwko małżeńskiej niewoli, znajdując, że kobieta i mężczyzna powinni być w każdej chwili zupełnie wolni, tak się rozstać, jak przystali do siebe.
—! A zawołał Ewaryst — ty wiesz czego Zonia nie wygaduje, gdy raz sobie cugle puści. Nie idzie za tym, ażeby stała przy tym jak przy niezłomnej prawdzie.
— Ale ja ją słyszałem sto razy powtarzającą toż samo — odparł pan Euzebiusz. — Jest to właśnie jeden z tych aksjomatów, przy których się ona upiera najmocniej i na nim zasadza swoje mrzonki o reformie społecznej.
— W tym jestem pewien, ulegnie — dodał Ewaryst.
— Rozmyśl się dobrze nim ten krok stanowczy postawisz — rzekł Komnacki. — W każdym innym razie bez namysłu powiedziałbym ci: żeń się, z tą biedną, choć bardzo ponętną istotą; sumienie każe mi mówić; namyśl się dobrze.
Wieczorem zaproszony na herbatę przyszedł Komnacki. Zonia w czasie niebytności Chorążyca, jak zwykła była bez ceremonii plądrować po jego papierach, tak i teraz szukała w szufladkach czy nie było listu, znalazła pismo siostry, odczytała je, zamyśliła się głęboko, a wieczorem chodziła chmurna. Byli we dwoje tylko.
Ewaryst zaraz po herbacie wszczął rozmowę i napomknął, że innego nie mieli wyjścia tylko ożenienie.
— Rozumiem — odezwała się Zonia — chcesz matkę tym sposobem zmusić do przyjęcia faktu spełnionego. Gdy ksiądz pomruczy nad nami po łacinie i da nam parę pierścionków, Chorążyna ulec będzie musiała? wszak tak! Ale ja, właśnie dlatego, by się jej nie narzucać, na ślub nie pozwolę. Obeszliśmy się bez ślubu raz... obchodźmyż się i dalej. Cały urok naszego związku wolnego zniknie, gdy się on stanie przymusowym... Ja tego nie chcę.
— Wedle waszych praw przykuci byśmy byli do siebie, to idea upadlająca! Ja bym musiała być twoją, ale w tejże chwili nie chciałabym nią być, bo musu nie znoszę.
— Zresztą ani ty, ani ja nie możemy przysięgać na to, że się będziemy kochali, to absurdum. Do miłości żaden ksiądz zmusić, żadna przysięga znaglić, żaden obowiązek skłonić nie może, gdy serca wystygną.
— Przepraszam, że zapożyczę frazesu łacińskiego z książki francuskiej, którą wczoraj czytałam. Spiritus flat ubi vult, tak samo miłość, która jest spirytusem także i niezbadanej natury...
Mówiła żywo, głośno, dumnie, a dokończywszy pochwyciła w dłonie głowę siedzącego męża i pocałowała go w czoło.