Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozumiewać w niej jakiegoś postanowienia, które nowym życiem ją natchnęło...
Ewaryst nie wychodził jeszcze, ona potrzebowała ruchu, nie przyjmowała nikogo, ale parę razy wybiegała z domu na godzinę i wracała poruszona a niespokojna. Widywał ją Komnacki chodzącą po jednej ulicy ogrodu samą, z głową spuszczoną, nie rozeznającą tych co ją mijali. Piękna twarz jej nosiła ślady widome cierpienia, zarazem dumy i jakby gniewu na świat cały.
Jednego, dnia z przechadzki weszła tak zadumana do Heliodory i siadła naprzeciw niej, nic nie mówiąc.
Pani Majstrukowa parę razy zagadnęła ją o coś i nie otrzymała odpowiedzi.
— Nieznośne życie takie! — zawołała nagle. Wiesz, lepiej się utopić! Raz próbowałom się otruć, a gdybym teraz znowu na inny sposób chciała się pozbyć życia, to się znajdzie dobrodziej, który mnie na powrót na tortury odda...
— Co to pleciesz! — odezwała się Heliodora. — Nie rozumiem ciebie. Postawiłaś na swoim.
— Prawda, bardzo pięknie! — rozśmiała się gorzko. — A widziałaś ty Ewarysta? Od czasu jak matka się z nim tak nielitościwie obeszła, jak zabity! Patrząc na niego gniew mnie porywa i rozpacz.
— Cierpi dla mnie, za mnie, a ja nic na to poradzić nie mogę.
— Przesadzasz wszystko — przerwała pocieszając pani Majstrukowa.
— Nie umiem sobie kłamać — mówiła Zonia. — Na Ewarysta patrząc... szaleję. Co ten biedny człowiek winien? Jam go wciągnęła, rzuciłam mu się sama na szyję. Nie wiedziałam, że miłość zabija!
Ze spuszczoną głową poczęła chodzić po pokoju, nie słuchając oklepanych frazesów, którymi ją Heliodora pocieszać chciała. Niekiedy poruszała ramionami.
— Tyle tylko potrafili — rzekła pomilczawszy — że miłość, która by może ostygła była, zrobili gorętszą. Ewaryst nigdy mnie może tak nie kochał, a ja...
— A ty? — spytała Heliodora.
— Ja? słuchaj — krzyknęła gwałtownie — dałabym zań życie!
To mówiąc rzuciła się we drzwi i uciekła....
Stan gorączkowy trwał ciągle.
Komnacki, który się co dzień tam dowiadywał, śledząc zmiany, jakich się spodziewał w Ewaryście, nie mógł zrozumieć nic oprócz tego, że się coraz mocniej do Zoni przywiązywał. Jej chłód czasami jakiś przymuszony, czasami niespodzianie zmieniał się w szalone roznamiętnienie, z którego gwałtem się wyrywała.
Z Zamiłowa nie było nic.
Nikomu się do tego nie przyznając Ewaryst potajemnie napisał do Madzi, żądając od niej wiadomości o zdrowiu matki.
Odpowiedzi długo nie było. Przyszła wreszcie ukradkiem pisana,