Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/694

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Godziemba, po którego posłał, i któremu zrazu, zapomniawszy się, chciał wyrzucać, że nie towarzyszył hrabinie — opowiedział mu smutny, iż chora pojechała do rodziców, odebrawszy wiadomość o losie starościny bełzkiéj. Dumont z nią była.
List, który mu oddano, nie wzmiankujący o niczém — krótki, pisany dla formy, oznajmywał, że żona wkrótce powrócić zamierza. Jakoż powróciła w dni kilka, chora, blada, milcząca, i rozpoczęła znowu swe życie dawne, nie śmiejąc ani męża pytać o brata, ani ust przed nim otworzyć o wypadku. On téż o nim nie wspominał, a obcy unikali wszelkiéj alluzyi. Zapłakane oczy i głęboki smutek generałowéj świadczyły, jak okrutnie cierpiała. Dochodziły ją, mimo wszelkich ostrożności, pisma szkalujące, druki w których rodziców jéj dotykano boleśnie, biedna kobieta zamknęła się w domu i kościele, oprócz rodziny nie przyjmując nikogo. Oszczędzano jéj, o ile się to dało, przykrości, jakie każde wspomnienie historyi Komorowskiéj, czyniło na wrażliwéj i choréj — ale to był cios ostatni, który wątłą już i znękaną miał dobić.
Okrutny wyrok wojewody kijowskiego, pomszczony być miał na własném jego dziecięciu.
Pani Brühlowa zachorowała silniéj, wszystkie symptomata rozwinęły się gwałtowniéj, lekarz sprowadzony nie taił, że hrabina miała suchoty. Słabość mogła się przeciągnąć, nie śmiano obiecywać, aby uleczoną być miała. Dumont, któréj upartą ideą