Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/680

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchaj! — odezwała się matka, któréj oczy cisnęły płomieniami...
— Jam spokojniejszy, — przerwał wojewoda — jużem ból mój rozumem pokonał, daj mi jejmość mówić, powiem wszystko...
— To był spisek na nas uknuty w Warszawie, przez nieprzyjaciół naszych, aby mi syna odebrać, aby dziedzica najbogatszego w kraju dać w ręce awanturnikom... To smarkacz jeszcze... skorzystano z młodości... wciągniono do spisku domowników... Znasz Szczęsnego, dziecko jest, ale temperament ma i krew naszą. Wcześnie w nim kipieć zaczęło... Wiesz jak go wychowywano... Głupim był, gdym na usilne prośby pozwolił mu po dwa i trzy dni polować ze starostą zawideckim, nie wiedząc gdzie czas spędza. Wciągnęli go do Nowosiołek Komorowscy, podsunęli mu dziewczynę swoją... Sierakowski im pomagał... Chłopiec oszalał, indult przysłano mu z Warszawy, ślub odbył się potajemnie. Ślub! bez wiedzy ojca i matki z małoletnim.
Wtém wojewodzina wtrąciła:
— Póki ja żyję nie pozwoliłabym na to, nigdy, raczéj...
— Cóż czynić było? — dodał nakazując milczenie wojewoda — znieść tę ignominię i dać sobie wydrzéć syna?
Tu zamikł i głowę wsparł na ręku.
— Bóg mi świadek... nie chciałem nic więcéj tylko ją kazać wziąć i osadzić w klasztorze... a roz-