Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/544

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tém zajadléj napadali na niego... gdy Laskowski dobiegł z impetem i krzyknął:
— A cóż to się dzieje! w kilku na jednego! a toć to rozbój na gładkiéj drodze!...
Ale nie posłuchano... W téj chwili broniący się dostał cięcie w rękę z jednéj, w głowę z drugiéj strony, zachwiał się i z konia padł na ziemię, a szkapa wyrwawszy się skoczyła wierzgając. Napastnicy zaś zobaczywszy co się dzieje, natychmiast pierzchnęli, tak, że podkomorzy miał ledwie czas ich kokardy zobaczyć i po nich poznać kolory i służbę Familii.
Wnet z Zagłobą razem i chłopcem, co im świecił, zbliżyli się do leżącego na ziemi, który z powodu uderzenia w głowę, chwilowo ogłuszony i bezprzytomny leżał.
Był to piękny, silny młodzieniec. na którego twarzy malował się gniew i oburzenie... Podniesiono mu zbroczoną głowę... i poczęto go do życia przywracać... nie wiedząc co z nim począć, gdy od zamku ukazała się kareta pańska z pochodniami, którą Laskowski zatrzymał...
— Na miłość Boga, pomóżcie nam ratować, czy przenieść tego oto biedaka, którego trzech sług zielono-czerwono-białych napadło i porąbało...
Po liberyi poznał Laskowski powóz generała Brühla — jakoż on to jechał, i wyskoczył zaraz z karety, biegnąc na miejsce... W téj chwili ranny oczy otwierał... Był to Godziemba... sekretarz ge-