Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/538

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miłym humorze. Postawiono mu lampkę, ale on sam chłopca zawołał i wino podawać kazał.
— Znowuśmy tedy wszyscy tu razem — rzekł — ale pono tą razą inaczéj niż przeszłą. Na przeszłorocznym sejmie, chocieśmy się gracko trzymali... Niemcy nas przez kij przesadzili, wziąwszy w pomoc przecherów; teraz co innego się święci i zagramy noviter repertis, po tebinkach ichmościom.
— A najlepiéj, żebyśmy nie grając, nie odegrywając się, podali sobie ręce do zgody i myśleli mniéj o sobie, a więcéj o Rzeczypospolitéj — rzekł zaraz Laskowski.
— To mi się trudno widzi — po chwili zawołał Żudra. — My będziemy mieli siłę i przewagę, nie może być, ażebyśmy jéj nie użyli.
— Przeciw komu? — spytał Laskowski — niemców nie ma.
— Ale potomstwo zostało — mruknął Żudra — tandem, mówmy może lepiéj o czém inném?
— Masz acindziéj słuszność — potwierdził skarbnik. — Jakże tam u was kopa wydaje?
— Gdzie? — u nas? — spytał Żudra — na piaskach to wiadomo, żyto omłotne, ale kop mało, a gdzie ziemia czarna, słomy dużo, ziarna mało.
— Zawsze i to dobrze, że się macie na czém wyspać — rzekł skarbnik.
Śmiano się znowu i wina przyniesiono, a ponalewano lampki.