Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/520

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było jak najstaranniejsze, ale rozpasaniem i jakby wzgardą form wszelkich popsute...
Pierwsze miejsce w salonie zajmomał naturalnie ks. biskup krakowski, rozparty na krześle przy kanapie, obok pani generałowéj przyjmującéj w nim duchownego, gdy prałat zdawał się o to starać tylko, aby o tém zapomniano. Wsparty od niechcenia na ręku, Sołtyk, którego koronkowych mankietów i klejnotów mogła pozazdrościć największa elegantka, miał twarz dosyć zakłopotaną i posępną... Trochę opodal siedząca hr. Mniszchowa, piękna i spokojna postać, przeglądała rysunki jakiegoś dzieła, przyniesionego z bibljoteki... Sołłohubowa zawsze cudnie piękna, a tego dnia więcéj ożywiona niż kiedykolwiek, roztargnioném okiem spoglądała po twarzach obecnych. Za jéj krzesłem stał mąż, blady, zamyślony i znużony...
Starosta szczerzecki, któremu na miejscu trudno było usiedzieć, przechadzał się po salonie, poruszając się z fantazyą taką, z jaką rzucał słowami... Gospodyni domu milcząca, wydawała się więcéj zakłopotaną niż szczęśliwą ze swych gości, których zabawić jéj było trudno. Dumont byłaby jéj w tém zapewne pomocą, gdyby rozmowa się nie toczyła o sprawach Rzeczypospolitéj, których ona mało była świadomą.
Przybycie hr. Brühla zapowiedziane było na wieczór nieochybnie... Spodziewano się go téż co chwila, i generał z bratem przyjechał w istocie