Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/504

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A i żonie mojéj jako lektor i sekretarz mógłbyś być użytecznym — więc cię nie puszczę.
Posłyszawszy to, zmięszał się mocno pan Tadeusz — lecz jakoś Brühl tego nie postrzegł. Godziemba wychowany, jak wojewodzianka, na dworze bardzo pobożnym i surowych obyczajów, był równie religijnym jak ona. Nieszczęśliwa miłość ta dręczyła go niewypowiedzianie, czynił sobie za nią wyrzuty sumienia. Usłyszawszy o zbliżeniu się do hrabiny Brühlowéj — chociaż się uczuł szczęśliwym z tego — był razem mocno zaniepokojonym. Wystawiało go to na nowe męczarnie i niebezpieczeństwa. Radby się był przez poszanowanie téj, którą kochał, oddalił zupełnie — a serce — serce go tu przykuwało.
Zmilczał.
— Jedź waćpan — rzekł Brühl — ale wracaj, i wracaj, zmiłuj się, co rychléj — bo, jeszcze ci raz powiadam, nie obejdę się bez was. Bądź pewnym, że ocenić potrafię pracę.
Po widzeniu się z Brühlem, gdy się chciał wymknąć z Młocin Godziemba, Francuzka, która na niego czatowała, chustkę oblaną lawendą trzymając przy ustach i nosie, gwałtem go wciągnęła do swojego pokoju.
Pilno jéj było zapowiedzieć mu, że ona to zrobiła, iż się będzie mógł zbliżyć do generałowéj.
Godziemba przyjął to raczéj przestraszony niż szczęśliwy. Dumont się w głowie pomieścić nie mogło, że ci kochankowie tak utrapienie byli pocz-