Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/503

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

je po francuzku i po polsku i grywano na improwizowanych teatrzykach domowych. Brakło często amatorów, Godziemba miał talent niepospolity, grał młodych paniczów wyśmienicie.
Ukazanie się Tadeusza uradowało generała.
— Co się z tobą działo? dzieje? narzeczona ci słyszę umarła? — zapytał żywo.
— Nie była moją narzeczoną — rzekł Godziemba — nie myślałem się wcale żenić, ale ludzie poczciwi, rodzice, co stracili dziecię jedyne, są w rozpaczy... musiałem się nimi zająć. Są mi krewni, a co większa, są sami w świecie i bardzo biedni.
— Cóż na to poradzimy? — zapytał Brühl.
— Żądają po mnie, abym ich odprowadził do domu...
— Bardzo dobrze — ale, zlituj się, wracaj! rachowałem i rachuję na ciebie. Sprawy mojego generalstwa dają mi tyle do roboty, że się bez twéj pomocy nie obejdę. Tyś prawa ręka moja.
Skłonił się Godziemba.
Francuzka, mimo wiedzy generałowéj, zręcznie bardzo miała czas téż poddać Brühlowi myśl, że i żona jego często potrzebuje sekretarza i lektora. Lektorowie byli naówczas po dworach prawie konieczni. Dumont narzekała na oczy. Wmówiła wiec Brühlowi, żeby Godziembie parę godzin w dniu polecił czytać, i listy urzędowe niejako, do których pisania była zmuszona pani Brühlowa ekspedyować. Generał więc dodał: