Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/483

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wymówienie imienia tego szmer wywołało, obejrzeli się wszyscy, szukano go oczyma. Napróżno... Wiedząc dobrze na co się narażał, Szymanowski zniknął, nie było go na sali.
Rozkazano czytać manifest, którego izba słuchała w milczeniu...
Szymanowski obwiniał w nim nienawiść i ambicyę, które w niwecz najzbawienniejsze obróciły projekta... żalił się, że czas przeznaczony na obrady, upływał na zamieszkach, wiodących kraj do ostatecznéj zguby... Dla tego, przewidując, iż niesnaski rozbudzone rosnąć muszą i wzmagać się, widząc, że kraj nie ma swobody należnéj, zajęty będąc przez wojska obce; — gdy posłowie nie mają bezpieczeństwa osobistego, w téj świątyni praw zagrożonego do tego stopnia, że nie radzić musiano, lecz myśleć o obronie, — sejm poczytuje za niemożliwy i t. d.
Głuche milczenie, panowało po skończeniu czytania manifestu... nie odzywał się nikt... patrzali jedni na drugich, na twarzach partyi familijnéj widać było tłumiony gniew i oburzenie...
Małachowski wniósł, aby trzech posłów wydelegować do Szymanowskiego i prosić o przywrócenie izbie — activitatem... Nikt się nie sprzeciwił temu... Naznaczono trzech z głównych prowincyj, i ci natychmiast wyszli.
Sejm w oczekiwaniu został in passivitate.