Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było obok pospolitéj mowy, jak się odzywał Żemajtys kukutys do Litwina, a Białorusin do Poleszuku... Nie zbywało też na usłużnych Żydach, rzemieślnikach i niewiadomego powołania odartusach... Płeć niowieścia wcisnęła się w niejeden kątek, zdradzając się mimowolnie śmiechem nadto głośnym. Gdy psy a konie zbyt wrzawliwie się odzywały, klaskanie z bagotów głuszyło je i uspokajało...
W oknach pałacu świeciło rzędem tak, że i jednego może ciemnego nie było... Książę nowo mianowany wojewodą, w ogromném krześle skórą złoconą wybitém, w kołpaku na głowie, obie ręce położywszy na poręczach, otoczony dworem, sprawiał właśnie lustracyę sił swoich. Twarz miał wielce posępną, wąs mu się zwiesił zaniedbany na wargi, i czoło pofałdowało... Obok niego siedział z podgoloną głową pisarzyna, przed nim kałamarz duży rozpłaszczony jak łapka na muchy, arkusz papieru, linia... piasek na skorupce... Szlachta przychodziła po kolei powoływana od stołów, obcierając wąsy po piwie i bigosie, i submittowała się panu wojewodzie, który do znajomszych przemawiał, innym głową trząsł, z niektórymi dłużéj, jak pod humor, rozmawiał. Mówiono o Familii, szczególnie o księciu kanclerzu, iż szlachtę Rzeczypospolitéj niemal całą, jéj kolligacye i ramifikacye znał i na pamięć umiał, toż samo powiedzieć było można o księciu Karolu, że na Litwie, szczególniéj około Nieświeża, Mira, Słucka i dóbr swoich, nie było dworku, o którymby