Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/409

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypadkiem nie zawadziły o wzrok Brühla... Minister udając wesołego, o rzeczach obcych zupełnie położeniu, o Wiedniu i Austryakach opowiadał coś z werwą gospodarzowi, ignorując familię co go otaczała... Twarz jego tém tylko może zdradzała niepokój wewnętrzny, iż nadto była wypogodzona.
Gospodyni wyszła do swych gości z twarzą bladą, wcale nie ukrywając przykrości, jaką jéj sprawiała bytność ministra. Musiała jednak w swoim domu być uprzejmą i grzeczną. Brühl, zawsze będący panem siebie, odegrywał z rutyną starego aktora wesołość i lekceważenie, jakby siebie był najpewniejszym... Myśl jego gdzieindziéj latała, ale oczy i usta się śmiały... drgał czasem, gdy się natrętnie przypomniał mu sejm, izba, syn... walka... o któréj skutkach nie mógł tu być tak prędko uwiadomiony — i natychmiast podwajał zuchwalstwa salonowego, aby się nie wydać z obawą. Każdy silniejszy szelest, każdy hałas uliczny, mimowolnie w twarzy się jego odbijał — lecz obce oko ledwie te mgnienia mogło pochwycić. Jeśli się śmiać nie miał powodu, twarz przybierała ministeryalną obojętność człowieka, którego nic zdziwić, nic zastraszyć, nic nie może pokonać...
Miano usiąść do stołu, gdy hetman, który na chwilkę Brühla oddawszy ministrowi hollenderskiemu, sam się był oddalił — wrócił doń z twarzą uśmiechniętą i szepnął mu na ucho: