Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/385

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Coraz większy szum i wrzawa panowały na sejmowéj sali, a kilka scen do téj podobnych, odbywało się współcześnie po kątach. Coraz téż więcéj dostojnych panów przybywało i ścisk zaczynał być do niezniesienia... Na galeryach miejsce sług, powoli zastępowały postrojone panie, które posiedzenia chciały być świadkami... Pomiędzy niemi, ubrana czarno, w całym blasku piękności i młodości, zasiadła jedna z najpierwszych pani Sołłohubowa, szukając niespokojnemi oczyma po sali... znajomych, których los ją obchodził. Mąż był przy niéj, ale coś mu szepnęła do ucha, i mimo oporu — posłuszny zszedł zaraz na dół, stając wśród gruppy, która zdawała się na Brühla i Litwinów oczekiwać...
Tu także było widać zaczajonego skromnie w kątku Godziembę, który bawić się zdawał zamyślony z rękojeścią szabli swojéj, a niekiedy ku drzwiom niespokojnie lub w przeciwną stronę na familjną gromadę poglądał...
Szlachta obu obozów z wolna się porządkowała i skupiała. Przewodniczący jéj, jak wodzowie gotujący się do walki, rozstawiali strategiczne swe siły, w jednych miejscach pułki z nich tworząc geste, w drugich naprzód popychając ochotników osamotnionych...
Widok sali sejmowéj coraz się bardziéj stawał zajmującym dla patrzących z góry — przygotowania do boju były już jawne. Nikt nie wchodził bez