Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wprawdzie tam się urodziłem, lecz przybrawszy sobie Rzeczpospolitą za matkę, tu się czuję jak w domu.
— Król JMć pono tęskni do puszcz swoich — odezwał się książę — ja mu tu trochę drobnéj zwierzyny przysłałem... ale to tak jak na próbę. Gdyby mnie zaszczycił swą bytnością w Nieświeżu... panie kochanku (po raz pierwszy mu się znane jego przysłowie wyrwało) — dostawiłbym pod strzał — nosorożca.
Uśmiechnęli się niektórzy... Dla Radziwiłła nic nie było niepodobnego.
— Teraz — odezwał się — kopią u mnie właśnie maleńkie morze w Albie, myślę sobie krokodylów parę sprowadzić na rozpłodek, abyśmy w tém upośledzeni nie byli...
Nic nikt nie odpowiadał... kobiety spoglądały po sobie...
— Waćpan, panie cześniku, bardzo tu przyjemnie mieszkasz w Młocinach... pod oknami Wisła płynie, mógłbyś sobie flotę zbudować i z nią do Puław zawinąć, aby je zbombardować.
To już była przygrywka do familii i spraw publicznych.
Brühl przerwał, dowodząc, że kapryśna Wisła, która na wiosnę wylewała, w lecie czasem niemal bywa suchą...
Pani Sołłohubowa, któréj mąż jako z Radziwiłłówny urodzony, księciu był znajomy dobrze