Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale... obie strony mają racye słuszne... a biednemu szlachcicowi jak ja, po co ręce pakować między drzwi?.. Wolę, do kaduka, z nikim nie trzymać...
Laskowski nie mógł już dłużéj zmilczeć, lubił publicznie moralizować i trochę się z elokwencyą popisać.
— Za pozwoleniem — rzekł — mnie się widzi, że kruk krukowi oka nie wykole, i z wielkiéj chmury będzie mały deszcz, i antagonizmy te skończą się kompromisem... bo...
— Mylisz się acan dobrodziéj — począł Szymanowski — zgody nie może być, bo familia zajadła, a już jéj gąb szerokich i łakomych zatkać nie ma czém... Postawili za warunek, aby wojewodą wileńskim Ogińskiego król mianował... a stawili to tak nakazująco, jakby nie oni króla, ale JMć musiał ich słuchać... Tymczasem książę Radziwiłł prawo miał do tego krzesła z antenatów, z tradycyi — i z tego, że Litwą całą trzęsie... Zresztą szło o powagę majestatu... więc województwo mu dane... i wojna wypowiedziana...
Infaustum! — westchnął Laskowski — lecz przyjaciele zagodzić powinni.
Stolnik Szymanowski głową pokiwał.
— Pozwól się acan dobrodziéj spytać, kto mu milszy, czy familia, czy dwór?
Na to wręcz rzucone pytanie podkomorzy się stropił bardzo. Muchę najprzód z kieliszka wyrzucił i namyślał się co mówić.