Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chetny, miły, pełen talentów, jakoś nie ma zbyt czułego dla ciebie serca... Jestem pewna, że byłoby mu niemal... pociechą, gdybyś się trochę rozerwała... On sam, wiem to najpewniéj także, gdzieś jakieś potajemne ma amory, i nie jest tak skrupulatnym... W tém wszystkiem idzie tylko o to... o to — tu głos zniżyła — aby ludzie nie gadali, a Pan Bóg, Pan Bóg, wierz mi, jest pobłażającym na grzechy miłości...
Francuzka miała może pewne myśli, stać się użyteczną i niezbędną, ale z tych ją zaraz wyprowadziła cześnikowa. Podniosła czoło spokojne i oczy trochę załzawione.
— A moja Dumont — odezwała się — nie mów tego... Wolę dla saméj siebie, aby Bóg mi nie miał nic do przebaczenia. Winnam to sobie... Wystarcza mi, że patrzę na niego, że wiem, iż ktoś mnie kocha mocno... Cóż chcesz? życie krótkie, przejdzie jak sen... poniosę moją miłość dziecinną do grobu...
Stara Francuzka z uwielbieniem zaczęła całować dawną uczennicę, nie miała wyrazów na pochwałę jéj cnoty, lecz, pomyślała sobie, że albo nie ma ku niéj ufności, albo się tai... lub, nie umie sobie dać rady... Nie poprzestała więc na tém, i w duchu postanowiła sobie... uszczęśliwić te dwie istoty... przynajmniéj o ile niewinnie i przyzwoicie da się to uczynić. Nie zaręczamy jednak, czy zupełnie w myśl miłosiernéj niewiasty trafiliśmy... To pewna, iż