Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skutki dla Godziemby, gdyby się go pochwycić udało, mogły być straszliwe: więzienie o chlebie i wodzie, któż wie? w pierwszym impecie może skazanie na karę cielesną. Żal mu się zrobiło młokosa, radby był zwlec rapport do wojewody, ale już w całym dworze wiedziano, domyślano się, szeptano, że Godziemba uszedł. Nie było więc sposobu, tylko list odnieść i o tém co się stało oznajmić.
Potocki rozdraźniony był właśnie i gniewny — tysiącem różnych spraw go męczono... Gdy starosta wszedł, list schowawszy za suknię, chodził po kancellaryi brodę ogoloną gładząc i trąc, co było najgorszym znakiem. Odwrócił się ku niemu... godzina była niezwykła...
— Co mi waćpan powiesz?...
Starosta Zawidecki sam nie wiedział jak zagaić...
— Stała się u nas rzecz... rzecz niezwyczajna, ekstraordynaryjna, odezwał się po namyśle... Dziś rano Godziemba na mszy i śniadaniu nie był, poszedłem zobaczyć czy nie chory, nie znalazłem go i w mieszkaniu... tylko... list...
Wojewoda brwi coraz marszczył i rękę wyciągnął milcząc... Potrzeba było pismo wręczyć. Rozerwał kopertę wojewoda i poszedł z pismem do okna; marszałek śledził fizyognomię, widział jak zbladła i ręce się zatrzęsły. List rzucił o podłogę..
— Błazen! zawołał. Posłać kozaków za nim, nie musi być daleko! On mi tu będzie za służbę dziękował, on, którego wychowałem, i co mi wi-