Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uśmiechając się do córki i uderzając po czole... jéj rozumek dał Pan Bóg, kiedym ją za młodu do Św. Józefa ofiarowała!... Wymodliłam jéj i wypościłam główkę nie makówkę... serduszko złote i błogosławieństwo aniołów...
— To téż — ciągnęła na szczebiotane uwagi nie zwracając wojewodzina — postanowiliśmy pozwolić kawalerowi przybyć...
— Nowenneczkę pocznę jutro! zawołała stara... świeczki dwie zapalę i zaposzczę...
— Ojcowie się już porozumieli — szepnęła jéjmość, — ale o tém nie trzeba mówić, jeszcze nikomu.
— Kłódką usta zamknę, dla miłości moich dobrodziejów, których Bóg niech obsypuje... Najświętsza Opatrzność — Patryarchowie, Patronowie i wszyscy święci pańscy... Ora pro nobis! plotła Terlecka.
— Jak myślicie? odezwała się wojewodzina — lada dzień przybędzie; należałoby Marynię przygotować, żeby się wiedziała jak znaleźć, a starała podobać...
— Przy łasce Pańskiéj, bo ja powiadam to zawsze... w miłosierdziu bożém... przerwała stara Terlecka... a rany Jezusowe pomogą!
Westchnęła w piersi się bijąc...
— Jeśli mi pani słówko wtrącić pozwoli — szepnęła panna...
— Mów, proszę cię.