Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bez tego, żeby mu czasem mucha na nos nie siadła. Naówczas, ażeby prejudykatu nie zyskał, jéjmość śpieszyła z poskromieniem swawoli, i nigdy się nie trafiało, ażeby pokój przed spoczynkiem nie został zawarty, po zwycięztwie odniesionym nad wojewodą.
Wychowanie jedynego syna wojewody, na którym rodu spoczywały nadzieje, powierzone było czcigodnemu pijarowi ks. Wolffowi. Dodawano mu metrów, był dla języka Francuz kamerdyner przy paniczu, ale pieczę i nadzór główny dzierżył ów uczony a pobożny księżyna, człek najlepszych chęci, mający tylko tę wadę, że radby wszystkim dogodził nie wyjmując ucznia swego. Sam sobie zostawiony byłby pewnie energiczniejszym i lepszym mentorem ale matka mieszała się do wszystkiego, wtrącał po trosze ojciec, uczeń miewał wstręty i popędy różne a ksiądz Wolff nikomu się niechcąc narażać, na ciągłych był torturach. Spokojny człeczyna, łagodny do zbytku, surowość obojga rodziców starał się chłopięciu nagrodzić. Na pociechę w téj biedzie przychodził doń ks. Russyan na maryasza, a Feliś z kamerdynerem Francuzem baraszkował w przedpokoju.
Do panienek wojewodzina zmuszona była wziąć najprzód bonę Francuzkę, bo już naówczas francuzczyzna była warunkiem wyższego wychowania... Po bonie przyjęto madam...
Tę jéj nastręczyli Potoccy, u których już wychowaniem się zajmowała. Madam, pomimo posłu-