Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wano honory dowódzcy. Nie było też wiele więcéj roboty przy wspaniałéj wjazdowéj bramie, od samego pałacu okazalszéj, gdzie straż czuwała dzień i noc... świadcząc o potędze pana.
Życie w Krystynopolu, zwykłemi czasy było dość jednostajne i nudne... uprzyjemniały je plotki, których wojewodzina była niezmiernie łakoma. Porządek dnia i godzin przeznaczonych na zatrudnienia, był ściśle oznaczony. Straże zaciągały, mieniały się, wybijano capstrzyki, szyldwachy chodziły zaspane, a żołnierz nie o wiele więcéj miał do czynienia nad to, że powozów w dziedziniec nie puszczał — chybaby kobiety jechały... Panowie wysiadali przed bramą, i w jakąkolwiek bądź porę, szli z rewerencyą do pałacu piechotą. Ekwipaże dam, wysadziwszy je, natychmiast za bramę powracać musiały... dziedziniec był w poszanowaniu.
Zgwałcił go raz tylko pan starosta kaniowski, gdy Żyda jakiegoś krystynopolskiego, poturbowawszy tak, że umarł, na skargę wojewody odpowiedział posyłając mu całą furę własnego chowu Izraelitów, których pod samym gankiem wyrzucić kazał.
Ani pan, ani pani nie próżnowali. Wojewodzina miała do utrzymania swój fraucymer, do wychowania córek cztery, faworytów i donosicieli mnogo, ploteczek do słuchania obfitość; wojewoda majątek do rządzenia olbrzymi, politykę dla zabawy i nadzór daleki nad wychowaniem syna jedynaka.