Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zalewie chodzić się nauczył, gdy go w atłasy i koronki ubrano, przypięto mu szpadkę drewnianą z rączką porcellanową, włożono na korkach trzewiki i w peruczce złotowłoséj wyprowadzono na pokoje. Mały bęben od razu chwycił trójgraniasty kapelusz pod pachę, jak gdyby go całe wieki już nosił — i nie poślizgnął się ani razu na woskowanych posadzkach. Chwytała go królowa na kolana, brał chętnie król Jegomość, czasem na żart dym mu z fajki w nos puszczając... Mały Alojzy dawał naówczas klapsa swemu dostojnemu ojcu chrzestnemu, ale nigdy się nie rozpłakał. Kochali się z sobą okrutnie.
August III wystrzygał dla niego rybki i ptaszki papierowe, i oba nieraz stawiali z kart domki, z równym zapałem, z tą różnicą tylko, że monarcha uroczyściéj się tą architekturą zajmował, gdy chłopię często jednym zamachem piramidy jego obracało w gruzy...
Dano malcowi nauczycieli najrozmaitszych, ale matka była najpierwszym... Jéj wejrzenie, słowo, rzekłbyś oddech wlewał w dziecię jakimś cudownym sposobem rozum, wiedzę i instynkta...
Ojciec się nim mniéj zajmował, ale kochał na równi z matką... Alojzy nie wiedział sam, kiedy się czytać i pisać, ani jak nauczył. Mówił od kolebki po niemiecku, po francuzku, po włosku i wcale mu to się w głowie nie mieszało. W wolnych chwilach węglem po ścianie, kredą na tablicy rysował