Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

takie rzeczy, iż starzy patrząc tylko głowami kiwali. Klawicymbału trochę nauczyła matka, trochę Włoch, najwięcéj on sam siebie... ale to mu nie starczyło, musiano się postarać o skrzypce. W dziesiątym roku konno jeździł i pływał lepiéj od tych, co go uczyli...
W ciągłym ruchu myślą i ciałem, rozwinął się na silnego chłopca, tak, że rówieśnik żaden mu nie dotrzymał... Nic dlań trudnego nie było — aleć wszystko ciekawe... Nienasycona żądza uczenia się i łamania z trudnościami paliła go od dzieciństwa... W kuźni u kowala zachciewało mu się nauczyć władać młotem, gdy słyszał kapelę, pragnął zaraz grać — a książka w obcym języku niepokoiła go, póki sobie nauczyciela do niego nie wyprosił. A że ojciec był wszechmogący, że matka była rozkochana w tym cudzie, nazajutrz znajdowano nauczyciela... w tydzień Alojzy szwargotał, a gdy raz przedarł się przez pierwsze trudności, daléj szedł już sam nie pytając.
Nigdy bardziéj rozbudzonego nie widziano umysłu... Strwożeni starzy, radzili powstrzymywać młodego szaleńca, obawiając się, aby tak wcześnie rozwijające się władze nie spaliły wątłego stworzenia... Lecz któżby był mógł już naówczas pieszczone dziecię, rozkołysane, wybujałe zmusić do spoczynku?...
Dziwna rzecz, całusy i uściski, pochlebstwa jednych, miłość drugich, admiracye i oklaski co go popsuć mogły — uczyniły tylko rozumnym przed