Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

No — kończąc historyę — dodał Ocieski, tyle powiem, żem wódki i miodu kazał przynieść, jéjmość na prędce jajecznicę zrobiła i bigos się znalazł... wioskę zaraz kupiłem, i w rok mi szóste dziecię na świat przyszło...
A mam tego za cztery litery, kto myśli, żem źle zrobił.
Dano brawo Ocieskiemu — Babiński go pocałował...
— Ja i bez czterech liter — odezwał się skarbnik — pochwaliłbym wasze postępowanie... Z szołdry zrobić szlachcica polskiego... toć to i sztuka i zasługa!... Ale czyś waszmość dał przynajmniéj na mszę na tę intencyę, żeby mu Bóg zesłał gratiam status, i żeby mu ze szlachectwem sentymenta się zlały, które nobilitati są właściwe?
— To nie moja rzecz — odparł Ocieski — niech on się o to stara!...
Wypił jednym tchem szlachcic lampeczkę i drugą sobie nalał...
— Stało się — począł skarbnik... i oto jutro dwunastoletni synalek nowo odkopanego szlachcica wjeżdża na gród warszawski...
— To się nie chwali! mruknął Ocieski... boć to drwiny albo z nas... albo z całego świata.
— A, tego asindziej nie mów, z przybraną powagą odezwał się skarbnik... Ażeby o tém sądzić, głębiéj trzeba zajrzeć w misteria pewne, i oto te gratiae status, o których tylko co wspomniałem...