Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiadomo światu, że gdy małoletni pozostanie dynastą... lat mu dodają i panuje tak dobrze... jakby wąsy miał. Brühlowie tak blizko stoją tronu (tu odchrząknął znacząco), iż przywileje monarchiczne na nich spływają.
Szlachta nie odpowiadała...
— Ale co bo tam o téj materyi tak łaskotliwéj... prawić mamy! odezwał się Laskowski... ot raczéj powiedzcie panie skarbniku... co tam na prowincyi słychać? Jak się obiecują urodzaje? jakie ceny? co z Gdańska?... Czy omłotna pszenica?...
— Wszystko najwyborniéj — odparł szydersko skarbnik... raj — błogosławieństwo boże... jedz, pij i popuszczaj pasa! Bo, proszę was — wszyscy wiecie, że naszéj ziemi tylko pognoju brakło... Król JMść saski umyślnie nam wojsk nasłał cudzoziemskiego autoramentu, i tak nam pola ugnoili, że gdzie kapucyna posiał, kozak się rodzi!...
Na prowincyi wszyscy szczęśliwi tak, że im słów braknie, aby to szczęście opisać, i dla tego milczą. Z Gdańska najlepsze wieści — powiadają nawet, że dla tego, aby się ceny w porcie podniosły, oddamy go Prusakowi. To gospodarny człek... zaraz pszenica podrożeje... Cóż tedy chcecie?
Hulanka u nas taka, szlachta się roztańcowała, że chłop nosa boi się wytknąć... Słowem, mirabilia!
Wszyscy umilkli; podkomorzy Laskowski, człowiek stateczny i poważny, uczuł, że skarbnika więcéj pytać nie wypadało, bo się za daleko puszczał...