Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niejaki Peszel winiarnię trzymał — dla ciepłego tego wieczora, kilku ichmościów, między którymi i pan Laskowski się znajdował, kazało chłopcu ławę wynieść ze stolikiem, w ulicę przed dom — i używając tu świeższego powietrza gawędką się zabawiali...
Z Laskowskim, który tu rej wodził, ba i wszędzie gdzie się okazał, bo był człek wymowny, głowacz i bywalec — zeszli się u Peszla na lampeczkę, Ocieski ubogi szlachcic z Poznańskiego, Kostrzewa i Babiński.
— Nic to mospanie dobrego nie jest, mówił rozglądając się Laskowski, — kiedy natura ze swych praw i obyczajów się wyłamuje. Wprawdzie ja tu na tym horyzoncie warszawskim tak swego nie jestem pewien, jak doma w mojéj Górce... bo tam wiem co lada obłoczek znaczy; jednakże takie ciepło pierwszego septembris... źle wróży!!
Ptactwo na południe dawno odleciało, a ono ma nos lepszy od najrozumniejszego astronoma. Nagle mości panie ścisną mrozy i zima się da we znaki!..
— E! e! rzekł popijając Ocieski... bywa różnica... Czasem wszystkie omina chybiają. Dał Bóg ciepło, cieszyć się niém, a w łasce Jego ufać, że nam za to płacić nie każe.
— A ja z panem podkomorzym trzymam, odezwał się Kostrzewa, który, prawdę rzekłszy, trzymał zawsze z tym z kim pił, i miał po części słuszność.