Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/431

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A kroćset dyabłów — zakrzyczał chłopak — a co ty tu będziesz piasek przedawał na cudzych śmieciach, przybłędo jakiś... dam ja ci tu!...
I porwał się na niego z pięściami. Ten w krzyk.
Szczęściem gospodyni, co piasek kupiła, wybiegła na ratunek, ale go obroniła od guza tylko, bo dwie dziesiątki wyrwawszy, napastnik drapnął, i byłby z pewnością szczęśliwie uszedł sobie, gdyby stary ów pies za siermiężkę go nie schwycił. Tuż i ludzie nadbiegali na hałas. Chłopiec przypomniawszy sobie naukę, że się samemu ratować potrzeba, pośpieszył za psem, przydusił złodzieja i dziesiątki mu wydarł. Ponieważ już się ludzie kupili, a kobieta, co patrzała na wypadek, nadchodziła i młody rozpustnik nie miał nadziei obronienia się kłamstwem, rzuciwszy dziesiątki ze strachu wszystkie razem, uciekł.
Tak tedy nietylko strata była odzyskana, ale piętnaście groszy czystego zarobku. Chłopak jednak pomiarkował, że ich także nie powinien był sobie przywłaszczyć.
Zaczęli go ludzie i owa kobieta z dzieckiem rozpytywać, jak to było. Opowiedział otwarcie, co go spotkało, dodając, że tych cudzych piętnastu groszy brać nie myśli, tylko nie wie, co z niemi zrobić — komu je oddać...
Bardzo się to wydało uczciwém wszystkim, szczególniéj kobiecie, która go pogłaskała po głowie i rzekła:
— Dobrze zaczynasz, to cię Pan Bóg pobłogosławi. Ja znam matkę tego urwisza Franka, zostaw pieniądze u mnie, weźmie on za swoje łotrostwo dobre cięgi. A ponieważ jesteś taki poczciwy — dodała — pamiętajże ten dom; jeśli ci będzie chłodno i głodno, przyjdziesz się tu zagrzać i posilić.
Na tém się pierwsza miejska awantura skończyła.
Chłopiec powoli, ale ostrożny, poszedł daléj. Obejrzał się, — stary pies szedł za nim i ruszał ogonem. Z początku zdaleka się suwał, potém bliżéj, nareszcie począł go wyprzedzać i zaglądać mu w oczy.
— Czego ty chcesz ode mnie? — spytał chłopiec.
— No nic... ja cię przeprowadzam — odpowiedział pies — byłem niegdyś przyjacielem twego ojca...
— Znałeś go?
— O! o! długie lata chodziliśmy razem — ale to smutna historya... Pies się przywiązuje... żal mi cię, nieboraku sieroto... pójdę z tobą.
Towarzysz ten bardzo się przydał chłopcu, który mu był rad i pogłaskał go. Burek polizał go téż po ręku i skacząc pobiegł przodem.
Tak idąc ulicą przyszli do straganów. I pies i chłopiec się