Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
28.  Marcin Kaptur.
(szkic historyczny z xvi wieku).


Był to wieczór, słońce spuszczało się już na zachód czerwone, gorejące, a chłodne; dokoła jego, rumiane, wiatr zapowiadające chmurki, wznosiły się po niebie. Na drugiéj stronie widokręgu stał czarny obłok nieporuszony, milczący, lecz groźny. Okolica była piaszczysta i zaroślami pokryta. W oddaleniu na prawo świecił się biały zamek Srzemskiego; wojewody płockiego, i unosiły się niebieskie dymy wsi, pod jego murami rozłożonéj. Daléj widzi się inne wioski i wieże wiejskich kościołków, i krzaki pożółkłe i poschłe od letniego skwaru. Na drodze piaszczystéj unosiły się tumany pyłu siwego, tętniała ziemia od kopyt koni. Liczny orszak jezdnych i wozów szedł od Płocka. Widać było długi szereg komorników i pacholąt barwianych, kolasę piękną, skórą złoconą wybitą, zaprzężoną sześcią końmi karemi; ciągnące się wozy z kuchnią, służbą, drużnemi i podlejszą czeladzią. Cichość panowała wśród orszaku i konie szły powoli. W kolasie jechał mężczyzna podeszłego już wieku, na którego czole malowały się duma i odwaga. Ubrany był ciemno, czapka wysoka siedziała mu z kitą nad czołem, siwy wąs opadł na dół, i kończył się aż na piersiach. Na nim była lekka ferezya spięta, z złocistemi guzy i sznurami. Przy jego kolasie jechało kilku młodzieży, za nią wiedziono konia jezdnego pod pięknym dywdykiem z bogatém siedzeniem, złoconym rzędem, trzęsidłami z piór u łba, malowaną grzywą i ogonem. Pacholęta pańscy chichotali z tyłu, a za niemi wiedli psiarze kilka sfór ogarów i dwie smycze chartów, bialozornicy jechali z ptakami, w kapturach i dzwonkach u spętanych nóg. Wspaniały był widok tego pocztu, choć to tylko był dwór wojewody płockiego, pana Srzemskiego, mało znaczącego człowieka, lecz lubiącego żyć dobrze, nie dbającego wiele o dłużników, których czasem kijem téż za wrota wypędzano ze dworu, zwłaszcza Żydów niewiernych.
Kolasa wojewody sunęła się powoli po piasku, gdy pan Srzemski