Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jących mu i ad multos annos życzących panowania.
Szambelan Kaszyc musiał dnia tego zastępować i Matusewicza, który mimo obietnicy absentował się, co mu książę miał za złe. Pytał o niego ciągle.
Od rana stoły zimnymi przekąskami obładowane stały; ku południowi zasiedli wszyscy do uczty około cukrowych i migdałowych piramid ogromnych, na których orły i trąby, mitry książęce, cyfry i wiwaty przez cukierników ulepione wspaniale się prezentowały.
Biesiada ta przeciągnęła się bardzo długo, gdyż i półmisków była moc wielka, i kielichy pomiędzy nimi krążyły. Toast za zdrowie solenizanta wniósł ks. biskup przy dość długim przemówieniu; potem z dział i moździerzy salwę dano.
Chociaż Dubiski, we wszystkim doradzający umiarkowanie, zawczasu ostrzegał księcia, aby wina nie pił dużo, gdy do toastów podano butelki, które w piwnicy nosiły nazwanie „Sierotki“, bo jakoby z czasów księcia tego pochodzić miały, rozeszła się taka woń ambrozyjska od nich, a księciu tak to wino smakowało, że sobie kazał butelkę jego, dla siebie partykularnie destynowaną, postawić.
I tak mu jakoś po pierwszych kieliszkach zrobiło się dobrze, rozjaśniło w głowie, sił przybyło, nogi nawet niby odżyły, iż począł nalewać trzęsącą się ręką i ani się opatrzył, jak ową buteleczkę wysuszył, wołając o drugą. Prawda, że butelki staroświeckie, pękate, były małego wzrostu.
Chciała księżna zaprotestować, lecz chorąży się zmarszczył i kwaśno odparł: — Kiedy mi służy!
Nie podobna już się było opanować, gdy humor też dowiódł, że wino służyło, bo chorąży, lekkiego dostawszy rumieńca, śmiać się i podżartowywać zaczął.

298