Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

warto, byleby drugi raz w życiu być młodym. Ależ jakież to mogą być koszta, mój mistrzu? podchwycił prędko skrobiąc się po łysinie.
— Znaczne dosyć — rzekł Twardowski, potrzeba na to ziół rzadkich i drogich, maści zamorskich, potrzeba długich przygotowań; nim się wszystko przysposobi i pościąga z różnych stron, rok może upłynąć.
— Rok! zawołał pan Słomka, tak długo!
— Przecież warto na to poczekać, rzekł Twardowski.
— Zapewne, szeptał pod nosem burmistrz, ale jeśli ja umrę nim się to zrobi?
— Potrzeba też, mówił dalej mistrz, jednego zaufanego pomocnika. Tego ja znajdę w moim słudze. Waszmość ułoż swoje interesa i wybieraj się jakby w długą podróż. Znajdziemy tymczasem dom jaki wygodny na ustroniu, spokojny, gdzie nam nikt nie przeszkodzi. Waszmość jeśli cenisz swoje życie, powinieneś milczeć jak kamień i nikomu o tem wcale nie wspominać.
— Będę milczał jak grób, rzekł burmistrz z ukłonem. Co się tycze podróży, udam że pojadę za skórami do Wilna, co też nie raz już czyniłem. Dom najmiemy za miastem, ja go sam najlepiej wynajdę, a ten worek, rzekł kładąc na stole zieloną kaletę, na pierwsze koszta wystarczy zapewne.
— Idź waszmość ze swojej strony się gotować, rzekł mistrz, a nie dowiaduj się do mnie aż za kilka miesięcy. Ja tymczasem przygotuję wszystko do wielkiego dzieła.
A w duchu pomyślał: — Pierwsza to będzie i ciekawa próba na tym opasłym wieprzu, gdyby się nawet nie udała, nie wielka szkoda kawałka nadpsutego mięsa.
Burmistrz wyszedł uradowany; Twardowski tymczasem przecierając myśl jakąś w głowie, zawołał Maćka i rzekł:
— Znam twoją wierność dla mnie, i dla tego chcę cię użyć do wielkiego i ważnego dzieła. Nabędziesz nauki, z której kiedyś będziesz mógł korzystać, a tym-