Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie Twardowski, uderzając się dłonią w głowę. Kiedy czuję w sobie żądzę niepohamowaną wiedzy, i szukam jak Archimedes punktu oporu, na którymby myśl moja spocząwszy świat podniosła; — byłożby to próżnem, złem, śmiesznem? byłożby to nie moją sprawą, na co się kuszę z wewnętrznego popędu?
Szatan odpowiedział — nie; — nie chcąc mistrza gniewać, a widząc że czas jeszcze na naukę użycia świata nie przyszedł, bo Twardowski mogąc nie chciał, a zażądać miał dopiero świata gdy go już mieć nie mógł, zażądać dopiero z całą rozpaczą niemocy, z całą gwałtownością więźnia wyrywającego się z krępujących go więzów.
— Nie — tego nie mówię, rzekł szatan, lecz w rzeczy nauki, czyliżeście już tak dalece wszystko przeszli?!
W tak obróconej odpowiedzi Twardowski ujrzał jakby wyzwanie i zaprzeczenie, uśmiechnął się i milczał. Nie zmięszany tą pogardą szatan, uśmiechając się także powtórzył wyzwanie.
— Sprobójmy się więc! rzekł mistrz.
— Sprobójmy! odpowiedział szatan.
— Noc widna, księżyc świeci, idźmy za miasto.
— Chodźmy za miasto!
Wstali i poszli obydwa gotując się do dysputy.