Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pytasz mnie czegom smutny? Ja mimo tej sławy mojej, o której mi mówisz, nie czuję się godnym imienia mędrca, wiele rzeczy nie pojmuję, mało mogę, wiele pragnę. A w rzeczach nauki trudno się określić w życzeniach, jak cynicy, aby nie pragnąć tylko możnych rzeczy, i zaspokoić się wodą i chlebem. Owszem, choć dręczy niespokojna chęć, miło jest i potrzeba żądać więcej niż świat ten dać może. Kto na jego mądrości poprzestał, bardzo jeszcze głupi.
Szatan uśmiechał się nieznacznie, bo bardzo był rad początkowi rozmowy, i już stał na drodze, którą pragnął powieść Twardowskiego.
— Pali was, odpowiedział, szlachetna żądza nauki, która dręczyła nie jednego starożytnego mędrca, której Arystoteles, to wielkie światło dawnych wieków padł ofiarą, rzucając się w Euryp, z owemi słowy do morza: — Obejmij ty mnie, kiedy ja ciebie objąć nie mogę. Była to rozpacz spalonego żądzą wiadomości człowieka, lecz rozpacz nierozsądna. Ażaliż nie lepiej próbować wszystkiego wprzódy, i szukać jeszcze światła i pokarmu aż do ostatku życia? Wszak życie tak krótkie!
— Światła! pokarmu! wykrzyknął mistrz. A gdzież ich szukać? w księgach? Ja czytałem co tylko czytać było można, doświadczałem co było można doświadczyć, myślałem nad wszystkiem co myśl objąć może. I wszystkiego się przebrało, a wiele rzeczy zostało dla mnie zagadką. Więc jakże sobą gardzić muszę, jak sobą się brzydzić, gdy tego nawet co mnie otacza pojąć nie umiem!
— Lecz kto pojąć nie może, wszakże może jeszcze w pewien sposób doświadczyć świata, używając go, rzekł szatan.
— Rzecz zwierzęcia! odpowiedział Twardowski.
— Jak kiedy, jak komu! zwierzęcia albo mędrca! Świat może nie jest człeku do pojęcia, lecz do użycia dany. Gdy jedni usiłują go zrozumieć, drudzy tymczasem używają i w końcu lepiej wychodzą z nasyceniem, niż tamci z rozpaczą.
— Byłżebym ja na złej drodże? odpowiedział du-