Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skimi, zwlekana i nierozstrzygnięta ciągnęła się tak, bo król w początkach panowania ani jednych ni drugich sobie narazić nie chciał, aż Glińscy naprzód się naodgrażawszy; gdy to nic nie pomogło, jawny bunt podnieśli.
Myśmy tego czasu z jejmością i synaczkiem w Krakowie pode Dzwonem przesiadywali, chociaż ciągle o tem prawiąc i zbierając się, aby jak ziemianom przystało, na wieś jechać ziemi pilnować, na cudze ręce najemne jej nie zdając.
Aleśmy zadługo w mieście i przy dworze siedząc, potrochę zgnuśnieli, odwykli od wiejskiego obyczaju, i choć obowiązek powoływał, nałóg wstrzymywał. Odkładało się jechanie z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, a życie tymczasem swoim nawykłym trybem płynęło. Pacewicze i wszystkie majętności nasze w dzierżawców i rządców garści jak dojne krowy, więcej im mleka niż nam dawały. Posyłali nam lichej monety, ladajakich piorunków, co sami chcieli, to gradobiciem, to suszą, to deszczem się składając, trzeba było brać co łaskawie dali.
Jam wiedział jasno, że zmienić było potrzeba życie, na wieś powracać; choćby nie ręką to okiem pracować i opuszczone majętności podźwignąć.
Lecz tu mi się dopiero starość moja uczuć dała, w nałogu i potrzebie spoczynku, którego teraz zażywając, lękałem się utracić.
Ale bo też, można powiedzieć, że lepszego i spokojniejszego żywota nad ten nasz w Krakowie nie mógł mieć człowiek, ani pragnąć.
Człowiek zrana, pod bokiem u Panny Maryi miał każdego czasu nabożeństwo. Tu Pana Boga pochwaliwszy, chciało-li się mi rozerwać, szedłem na ratusz, do sukiennic między kupców, którzy ciągle z różnych stron świata napływali, gdzie zawsze coś do widzenia i do posłyszenia było, a często i do pokuszenia.
Wyszedł człowiek i bez kalety pełnej i bez myśli aby coś kupił, a pomiędzy wozy, namioty, budki