Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Prawdziwą to krzyżową drogą było dla króla, bo świadom niebezpieczeństwa, osłabły, wszelkiego złego się mógł spodziewać, a dobrego bardzo mało.
Wiekami nam się wydało to ciągnienie, które i pora czyniła nieznośnem. Każdy z nas liczył a liczył ile nas jeszcze dzieliło od Wilna i ile na to czasu było potrzeba.
Z naszą garścią ludzi, gdyby Tatarowie się ważyli zaskoczyć, nawet pierwszego ich impetu nie było czem odeprzeć.
W Lidzie na zamku zostawił Zabrzeziński maluczko ludzi, którym zaleconem było, aby jeżeli wieść jaka od Klecka przyjdzie, goniec od Glińskiego, natychmiast w pogoń za królem wyprawiać z tem co przyniosą.
Ale do samego Wilna żaden poseł nas nie napędził, co najgorszym wydawało się nam znakiem i niepokoju przymnażało.
Gdy nareszcie o rannym brzasku zobaczyliśmy z lasów się wydobywszy owo pożądane Wilno, niektórzy na kolana popadali, a biskup w głos się modlić zaczął dziękując Bogu. Wszystkim nam ciężar wielki spadł z serca.
Królowi przynajmniej Bóg dał bezpiecznie tu życia dokonać.
Nie będę tego opisywał, o czem szeroko potem rozpowiadano, jak niespodzianie, cudownie przybyła od kniazia gońcem umyślnym do króla wiadomość o pobitych na głowę, rozproszonych i zgromionych okrutnie Tatarach.
Zdało się to w istocie cudem łaski Bożej, aby królowi przed zgonem zesłał pociechę. Patrzyliśmy na to jak słuchając opowieści o pogromie, choć mowy już nie miał, zapłakał z radości i ręce złożył, a oczy mu się otwarły i zajaśniały. Ale ten wysiłek i po wielkiem utrapieniu nagła radość pewnie mu zgon przyśpieszyły, bo małoco przeżywszy ów tryumf, usnął na wieki.