Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król ulegał, Gliński kłamliwie dowodził, że spiskowano przeciw władzy w. książęcej z Polakami i powtarzał nieustannie, że dla grozy i postrachu głów kilka trzeba strącić.
Król był na Litwie, oczekując gdy go na zjazd do Radomia powołają. Przybyłem tu jak mnie przystało, cicho i skromnie do naszego dworu na Snipiszkach.
Miałem pomiędzy dworzanami królewskiemi młodego Szyszłę, którego lubiłem bardzo, on też się do mnie przywiązał. Różnica wieku między nami taka była, że ojcembym jego mógł się nazywać, ale chłopak niezwykłej był bystrości umysłu, przebiegłości, oka takiego, że mu nic nie uszło, a serce miał złote.
Prawy Litwin, poczciwy, dobrej woli, miał jednak to do siebie, że się nikomu nie dał zjeść w kaszy. Na oko spokojny, cichy, nie zdawał się na nic patrzeć a widział wszystko, niczego słuchać, a ucha jego nic nie uszło.
Posłałem mojego Staszka naprzód po niego. Jakem się spodziewał, nadbiegł natychmiast.
O tem co się na dworze działo, nikt na świecie lepiej nad niego nie mógł być uwiadomionym, a dla mnie tajemnic nie miał. Dorzucić muszę, że chłopak był niebogaty, a jam mu pomagał chętnie, bo upodobanie miał w pięknych koniach i sukniach.
Trochę więc wdzięczności mi się należało. Dowiedziawszy się iż do Wilna przybyłem, Szyszło na konia siadł dla pośpiechu i przyleciał na Snipiszki.
Przywitał mnie jak ojca. Nie powiedziałem mu z czem i dlaczego przyjechałem, ani na jak długo; lecz zaledwie chwila upłynęła, gdy mu się gęba rozwiązała.
— Nie chciało się wierzyć co u nas rozpowiadają — odezwałem się — bo pan dobry jest... Mówią o uwięzionych, o zbiegłych, o kacie i dekretach.
Podniósł ręce Szyszło do góry.
— Wszystko to prawda — odparł. — Nasz pan