Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trwoniąc daremnie, gdy granic strzedz było potrzeba.
Z polskich panów większość z Iliniczem trzymała, za którym i ks. Łaski też był.
Sądziłem naówczas, przy młodej żonie zleniwiawszy, iż się już wszelka służba moja dworska skończyła, bom się nikomu nie zdawał potrzebnym. Król mnie nie powoływał, a ci co przy nim byli, obficie z łask jego korzystając, niebardzo byli chętni pomnożeniu służby. Od czasu do czasu spotykałem się to z ks. Łaskim, zawsze na mnie łaskawym wielce, to z doktorem Maciejem, zdala króla widywałem i błogiego zażywaliśmy wczasu.
Pogrzebałem tego roku i starego Sliziaka, do którego od czasu pojednania z nieboszczką matką moją przywiązałem się szczególniej dlatego, żem go wiernym jej widział sługą. Nawet gdy mu się już z łoża podnieść trudno było, starowina jeszcze o wszystkiem pamiętał i w domu się ład starał utrzymać. Ile lat miał, sam on nie wiedział, licząc jednak je z tego co o swem życiu powiadał, musiało mu sto dochodzić, gdy się sam poczuł już na schyłku.
Niejeden raz to w ludziach co późnego dożyli wieku uważałem, iż sobie śmierć nadchodzącą przepowiadali. Tak i ze Sliziakiem było, który mnie przywoławszy naprzód księdza zażądał, potem spokojniejszy już objawił mi, że za żywota grosza trochę uciułał, który pod tarczanem znajdę w garnku zakopany. Z pieniędzy tych trzecią część chciał mieć na msze święte za duszę swą obróconą, a dwie żonie mojej przekazał.
Gdy zmarł i u P. Maryi go przy bocznej kaplicy pochowaliśmy jak sobie życzył, dopiero sobie przypomniałem ów garnek, wiele się za prawdę po nim nie spodziewając.
Kazałem tedy łoże znieść i podłogę ceglaną opatrzywszy, znaleźliśmy pod jedną płytą garnek w istocie pełny, gruby i wielki. Nie było w nim nic krom