Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścią, że chociażem go za obłąkanego miał, serce mi się ścisnęło.
— Sropski! — krzyknąłem — opamiętaj się! co ci jest! przeżegnaj się!!
I począłem wołać na pacholika. Wtem matka moja z Kingą, usłyszawszy krzyk, nadbiegły, ale ukazania się ich ani spostrzegł nawet płaczący.
Tak jak ja, niewiasty go wzięły za obłąkanego, zlękły się i Kinga pobiegła po służbę.
Tymczasem Sropski się spłakawszy, otarł łzy zwolna i obrócił się do mnie.
— Bóg cię ocalił — rzekł — mało, że życie, ale pobłogosławił tem, iż widoku dnia tego nie miałeś na oczach i nosić go nie będziesz aż do śmierci jako ja. Ach! kto patrzał na ten dzień pomsty, ten i na jedną chwilę do zgonu wolen od niego nie będzie. Wyrył się ten obraz krwawy tym, co w bukowińskim lesie nie położyli kości swych, i pójdzie z niemi i wypiętnuje się im na piersi, na czole, na uchu, na ustach, na oczach, aby się kajali do śmierci.
Słuchaliśmy go ciągle jak obłąkanego jeszcze, nie rozumiejąc, ale mnie tknęło to, że lasy bukowińskie wspomniał.
Serce mi w piersiach zakołatało.
Wtem słyszę rumor, chód, i na progu burgrabia zamkowy Trzeciak się zjawia. Gdym go zobaczył bladego, pomięszanego, z męzką jego twarzą niemal po niewieściemu boleścią łzawą skrzywioną, uczułem dopiero, że klęska jakaś dotknąć nas musiała, która i Sropskiemu zmysły odjęła.
Wpadł Trzeciak i załamał ręce.
— Wiecie już zgubę naszą! — krzyknął.
— Nie wiemy nic — zawołałem. — Cóż się stało?
— Rycerstwo nasze, kwiat naszego wojska, nadzieje rodzin... to, cośmy mieli najlepszego, najdroższego, marnie w zasadzce chłopskiej padło ofiarą zbójców. Cały las podrąbany zwalili na wojsko na-