Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aż do naszej nędzy po lasach i wioskach widziałem wszelką ludzką potworność i niedolę.
Ale człowieka takiego jaki stanął przed mojemi oczyma teraz, nie oglądałem nigdy, anim mógł przypuścić, że się on zjawi mi kiedy.
Twarz trupia, żółta, wyschła, z oczyma wytrzeszczonemi jakby nieprzytomnie. Po nad nią włosy rozczochrane okropnie, przez czoło zakrwawiona chusta ze krwią zczerniałą, zaschłą i zabłoconą. Szyja naga sińcami i plamami okryta, ciało jakąś odzieżą na pół osłonięte, szczątkami, łachmanami, powrozami, gałganami poobwięzywane, na nogach onuczki, zdarte obuwie, kawałki kory, bose rany, skorupy błota.
W jednym ręku ogromny kostur jakby świeżo wyłamany, przy którym sterczały jeszcze gałązki.
Wszystko to nic przeciw twarzy i postawie — wpół obłąkanej, jak nieprzytomnej i dyszącej gorączką.
Patrzę usłupiały, patrzę — zdaje się w końcu, iż mi się Sropski ochapia, ale nie jestem pewnym. On? nie on... Zwaryował, obłąkał się!!
Zląkłem się go! nuż wściekły szaleniec, a ja tu bezbronny. Ale widzę, wszedł, drzwi za sobą nie zamknąwszy, w pośrodku izby stanął, usta mu się otwarły, oczy patrzą nie na mnie a na ścianę, i chrypliwy głos poczyna mu się z gardła dobywać... ale tak nieprzymierzając, jak gdyby ciasnym otworem woda prądem naciśnięta. Wtem wybuchnął poburczawszy niezrozumiale.
— Wziął pomstę Bóg za grzechy ich... i stała się rzeź wielka, mord okropny... padli winni i niewinni. Oczy moje patrzały na to, i jeszcze krew mam w nich... krwawo widzę wszystko, okrzyk i jęki dogorywających słyszę. Niema rycerstwa polskiego... chłopstwo wołoskie wygniotło je i wybiło. Nie będzie domu bez żałoby... nie będzie rodu bez mogiły... Wdów i sierot tysiące.
Załamał ręce i płakać zaczął okrutnie z taką bole-