Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lewską. Prosiłem zaraz, aby dano znać panu o mnie, bo trzeba było zastępcę obmyśleć.
Olbracht sam przyszedł natychmiast.
— Trzeba ci było — zawołał — po ciemku do stajen, tak jak Bobrkowi wówczas pod piorun, abym ja na tę wyprawę jednego poczciwego sługi nie miał. Kogoż ja na twe miejsce wybiorę!
Poddałem mu Samka Czerwiaka, co król milczeniem przyjął.
Takim sposobem w chwili gdym już wyruszać miał, obledz musiałem, a choć mi nogę złożywszy i związawszy zapewnili doktorowie, że zrosnąć się może i powinna, niebardzom był życia pewien.
Rzuciło mnie w gorączkę straszną, tak iż przytomność postradałem, a gdym ją odzyskał, na zamku było pusto. Wyciągnęło co żyło. W mieście też tylko śmiecie zostały i okruchy. Naprzód tedy posłałem po księdza, aby na wypadek wszelki z Bogiem się pojednać i w sumieniu uspokoić, potem matce dałem znać.
Do Krakowa z nogą, której poruszyć nie było wolno, gdyby mnie na rękach nawet nieść miano, nie dostałbym się żyw.
Nieznajomy w mieście, jedynych opiekunów miałem w doktorze Staszku z Mościsk, któremu mnie Miechowita polecił i księżynie mnichu, ojcu Karle, dochodzącemu dla pocieszenia mnie prawie codziennie.
Izba na zamku dolna, choć trochę zimna, nie była zbyt niewygodną, a mój barłog blizko wielkiego komina umieszczono, na którym dzień i noc kłody gorzały dla ciepła i światła.
Do posługi miałem pacholika mego krakowskiego Ziarnka, niezgorsze chłopię, choć nad miarę swawolne.
Po tych ostatnich tygodniach spędzonych we wrzawie i piekle, teraz mi się ta cisza niemal grobową wydawała. Z Krakowa się rychło nie spodziewałem nic, anim tego żądał.