Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umieścić legowiskach do wiosny. Król o tem ani słuchać chciał.
Wyciągnienie ze Lwowa odraczało się z dnia na dzień z powodu Stepanka Wołoszyna. Posyłał do niego król, aby mu stawał z posiłkami, jako był obowiązany, obiecując na Kilią uderzyć.
Przyszła odpowiedź, że hospodar nie odmawia iść razem, ale się nie ruszy dopóki króla z wojskiem nie zobaczy nad Dunajem.
— Mam Turków pod bokiem i na karku — mówił przez posła — polski król jak przyszedł tak pójdzie precz, a na mnie się skrupi i poganin mścić będzie. Za cudze grzechy pokutować nie chcę.
O ile ja wiem, król podobno od początku na Wołoszyna nie rachował wcale, chciał tylko mieć pozór dobry, aby za niedotrzymanie słowa na jego ziemię najechać i dla Zygmunta ją zdobyć.
Gdy posły od Stepanka ostatnie przyszły z odpowiedzią, zaczęto się głośno odzywać, że nie na Kilią iść trzeba, ale na Soczawę.
Wołoszyn też chytry, nie był bezbronny i ci co ku granicy siedzieli, opowiadali, że siły ogromne zgromadzał a i Turków w pomoc sobie zapewnił, czemu Olbracht wiary nie dawał i cenił go sobie bardzo lekko.
Mnie po tych wszystkich przypadkach, wróżbach i patrząc na coraz się mnożący w wojsku nieład, ogarniała taka tęsknota i ból, jak gdybyśmy już nad przepaścią stali.
Codzień prawie posyłany byłem na miasto, do dowódzców oddziałów i różnych urzędników królewskich, którzy tam mieli kwatery swoje. Musiałem więc patrzeć na takie widowisko bezecne, jakiegom w życiu nigdy nie oglądał i bodaj oczy moje nie widziały pókim żyw.
Za wojskiem i ciurami nie wiedzieć zkąd ściągnęło się do obozu plugawstwo takie gromadami wielkiemi, iż bez sromu przejść około łaźni szczególniej w biały