Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

objedzonych, iż nigdzie chleba kawałka ani wiązki siana dostać nie było można. Kto z sobą nic nie miał, ten mógł z głodu mrzeć, albo prosto drugiemu wydzierać musiał. Już na gościńcu się tragedya ta poczynała.
Spieszyły oddziały szukające wodzów i naczelnicy dopytujący o swoich pogubionych ludzi. Tam pytano o Sieradziań a nie widzieliście ich? dalej o ziemian od Gniezna i Kruszwicy? Wyśmiewano się poznając Mazurów po wymowie. Łączyli się jedni i bratali, drudzy drapali, ujadali i tłukli.
Po gospodach ani się docisnąć, a mało gdzie obok piwa krew się nie lała.
Kupy jedne wyprzedzać wszystkich chciały, inne się wlokły, a dla paszy zbaczały z drogi na dwory, na plebanie — więc skargi, więc wiązanie ludzi, ba i trupa nierzadko widzieć było.
A tu środkiem tego gońcy na podwodach do króla spieszący, jedni z Litwy, drugie od Mazurów, trzecie od Krzyżaków — to z Pragi, to z Budy.
Jedni drugim z przed nosa podwody porywają. Konie po drodze zdechłe na każdem noclegowisku.
Już można z tego było miarkować co dalej będzie. Im bliżej Lwowa, tem gorzej, ścisk i nieład większy. Nikt naprzód nie pomyślał, jak to ogromne wojsko pomieścić, uszykować, nakarmić i w tęgiej karności utrzymać.
Były sądy i sędziowie wojskowi, ale sprawy nim do nich doszły, rany się pogoiły a trupy pogniły.
Król nakazał za wojskiem swem, aby trzody wołów pędzono, i nagromadzono ich dosyć a pieniędzy kosztowały niemało, tymczasem nimeśmy dociągnęli do Lwowa, wiadomo było, że cała jedna trzoda, dwieście głów co najlepszego bydła, przez niedbalstwo pastuchów tak się rozbiegała, a pewnie ją rozchwytali po polach ludzie i pozabijali rzeźnicy, że już ani dopytać było, gdzie się podziały.
Wszystkie omina wypadały jak najgorzej i serce