Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miłościwy królu, co będzie w obozie i ciągnieniu, co na ziemi nieprzyjacielskiej i czasu wojny. Sprawa to tak wielka i trudna, iż myśląc o niej, włosy na głowie powstają.
Rozśmiał się król.
— Pewnie — rzekł — czasu pokoju, w domu, pod piecem żywot łatwiejszy, ale tak siedząc nad garnkiem grzanego piwa, nie zdobywa się państw i nie zyskuje sławy... Wielu z nas nie powróci, ale się wielkie dzieło dokona. Ja cię wprost od siebie nie puszczę i zakazuję mówić o tem.
Ani chciał słuchać więcej.
Bóg wie z jaką troską w sercu poszedłem się żalić przed matką, która płakała. Nikt tej wyprawie dobrego nic nie przepowiadał, we wszystkich budziła niepokój straszny.
Nie powiem aby to przypomnienie losu Warneńczyka sprawiało — wiedzieli i patrzyli, chciał kto czy nie, iż nieład był straszny, król niebaczny, a Zygmunt na wszystko starczyć nie mógł. Jeden Olbracht z obojętnością swą zwykłą i lekceważeniem wszystkiego, wierzył w jakąś gwiazdę szczęśliwą.
Nawet kardynał Fryderyk porywczy i krewki do wszystkiego co wielkiem się wydawało, wyprawie tej był przeciwnym, ani się z tem krył, choć królowi mówić nie śmiał nic, bo wiedział, iż go nie przekona.
Gdy o tem Drzewiecki Olbrachta uwiadomił, że brat nawet odradza tak przyśpieszoną wojnę, pogniewał się pono i zawołał:
— Niech klecha mszy pilnuje, a nie wdaje się w cudze sprawy.
Powtarzano potem te słowa.
My cośmy Olbrachta znali, wiedzieliśmy, iż go zahamować nic i nikt nie zdoła.
Poczęło się tedy owo nieszczęsne ciągnienie z wozami, ciurami, luźnemi końmi naprzód do Lwowa po drogach już tak rozbitych, rozkwaszonych, dokoła