Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaledwie ciało przywieziono do Krakowa, gdy o pogrzebie uroczystym wedle obyczajów i zwyczajów dawnych myśleć było potrzeba. Zachowano przy obrzędzie tym wszystko, co królowi należało, lecz ci co pamiętali i słyszeli o składaniu zwłok dawnych panów utrzymywali, że ani wspaniałości ich, ani liczby towarzyszących, ani jałmużn jak się należało nie było na tym pogrzebie. Umysły zaś tak niespokojne, poburzone wszędzie się okazywały. iż czasu obrzędu nawet więcej mówiono o przyszłym żywym, niż o zmarłym monarsze.
Z testamentu ojca, wydziedziczony Władysław a po nim i Olbracht rad nie był. Najmniej mu z tych stu tysięcy czerwonych złotych, której w skarbcu zostawił, zapisał ojciec, choć on ich teraz najwięcej potrzebował.
Ledwieśmy króla pochowali a zaczęli się wyborem zajmować, który coraz niepewniejszym się wydawał, gdy 29 lipca część miasta spłonęła, co też za niedobry omen wytłumaczono.
Ogień się wziął z domu Mikoszy przy Szewskiej bramie, do którego poszedł około św. Anny kościoła i wiele dworów w popiół obrócił. Spaliło się i Collegium artistarum majus, na którem tylko co kosztem wielkim zegar był osadzony.
Ze śmiercią króla Kaźmirza skończył się dla mnie trzeci okres życia mojego, ten który o przyszłości człowieka stanowi, bo czego się w nim nie dorobi, tego już nie zdobędzie nigdy.
Nie mogę powiedzieć abym wiele zyskał w nim, chyba tem, żem cierpiał dosyć, a wszelkie cierpienie nauką jest. Nauczyłem się też znosić w milczeniu, nie buntować przeciw losowi, ani zbyt wiele dla siebie pragnąć. Z początków moich wróżąc, tego com teraz miał, wcale się spodziewać nie mogłem. Król obdarzył mnie dobrym szmatem ziemi, więcej jeszcze winienem był matce mojej. Teraz więc, gdy się powoli zęby psuć zaczynały, przyszedł chleb, którego nie było czem ukąsić.