Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na samą wzmiankę tego imienia, porwała się ze zgrozą matka moja i z krzykiem zawołała.
— Precz z nim! precz! niema mnie na świecie dla niego! Powiedz mu to, żem umarła dla niego, że widzieć ani znać go nie chcę.
Oczy jej pałały gniewem.
Idź — powtórzyła Sliziakowi — mów mu śmiało, że dom ten zamknięty na zawsze dla niego. Precz z niegodziwym.
Wyrazy te, jak się zdaje, musiał stojący podedrzwiami usłyszeć Włoch, bo gdy Sliziak wyszedł mu oznajmić rozkaz matki, już go nie było.
Odjechał, nie ukazując się tu więcej.
Znaczną część dnia tego spędziłem uspokajając matkę i starając się ją o mojej synowskiej miłości przekonać. Nigdy dla mnie się tak czułą i serdeczną nie okazała. Chciała mi nagrodzić wszystko com wycierpiał.
Znowu więc służbę moją podzielić musiałem pomiędzy starego pana i nieszczęśliwą matkę.
Pokój powracać zaczął do jej duszy razem z pobożnością, której się cała oddała. Jedyną jej troską był los mój. Chciała mnie widzieć swobodniejszym, niezależnym, majętnym a naostatek żonatym.
Gdy mnie o to naciskała, musiałem się jej przyznać, żem w sercu nosił ową Luchnę, dla miłości której postarzałem bezżennym, nie wiedząc nawet co się z nią teraz działo.
— Czekaliście na siebie za długo — rzekła — i ona też już nie młoda i nie tak piękna jak była, ale za mąż pono nie wyszła.
— Jeżeli kiedy żenić się mam — odparłem — to tylko z nią, jakąkolwiek ją dziś znajdę, kochać będę miłością dawną.
Potrząsłszy głową, nic już nie odpowiedziała mi matka. Ponieważ król w Lidzkiem nadał mi Pacewicze, a ona miała ziemie swe niezbyt odległe od nich, oznajmi-