Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z pozoru i powierzchowności trochę Aleksandra przypominał, ale zdolnościami go o wiele przechodził. Milczał tak jak on, odezwawszy się jednak zawsze krótko, zwięźle, rozumnego coś powiedział.
Kallimach, znawca ludzi, obiecywał po nim wiele. Twarz miał na oko surową, namarszczoną już za młodu, brwi ściągał groźnie, ale dobroci był wielkiej i charakteru szlachetnego.
Młodszy od niego Fryderyk dowcipem łatwym, umysłem żywym górował nad nim, lecz niepomiernie płochy, bawić się lubiący, niespokojny, w niczem długo wytrwać nie mógł,
Kallimach, który sam powagi nie miał, chyba gdy ona z rachuby się okazała konieczną, Olbrachta i najmłodszego najwięcej lubił, Aleksandra sobie lekko ważył, a Zygmunta nie umiejąc pozyskać, był dla niego obojętniejszym.
Całe swe staranie zwracał na to, aby Olbrachtem owładnąć, co mu się też udało, bo mu pobłażał i pochlebiał, a samo poufałe obejście się mistrza z uczniem, już serce jego jednało.
Nim ostatek lat panowania Kaźmirzowego po krótce opowiem, o sobie też coś rzec muszę.
O matce mojej żadnych zdawna nie mając wiadomości, gdy i Kallimach zdawał się, o ilem mógł wnosić całkiem o niej zapominać, przypuszczałem iż w końcu o niewierności i przewrotności człowieka tego przekonana, musiała pozostać w Nawojowie, zerwawszy z nim, choć go mężem jej mieniono.
Mimowoli mej dowiedziałem się tego czasu, iż dom pod złotym dzwonem, który sprzedanym sądziłem, stał prawie pusty, a liczył się zawsze własnością wdowy Tęczyńskiej.
Dnia jednego, gdym się najmniej tego spodziewał, nieznany chłopak przyszedł od Sliziaka wezwać mnie,