Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem się, iż Kaźmirz drogą znużony osłabł bardzo, gorączki dostał i doktór mu spoczywać kazał. Nikt jednak, oprócz niego samego, zgonu tak rychłego nie przeczuwał.
Marcowe pierwsze dni ostre były i zimne, zamczysko w Grodnie, choć niby opatrzone na przyjazd króla, izby miało chłodne, dymne, a piece, w których po całych dniach palono, źle je ogrzewały.
Nie dawano się już królewiczowi nawet do kaplicy wychylić z komory, więc ze swoim Konarskim ołtarz zaraz w niej zbudował, obraz N. Panny, który zawsze z sobą miewał, nad nim zawiesił i po całych dniach modlili się przed nim i śpiewali.
A że wielki post był właśnie, więc dni suchych w tygodniu połowa, gdy doktorowie posiłek lepszy zalecali, ale napróżno... Jedzenia, które przynoszono, królewskie psy pono zjadały, a oni żyli chlebem i wodą.
Czwartego marca wreszcie poszedł anioł do nieba, a kto go widział zmarłym w trumnie, nigdy nie zapomni, bo ta piękność, jaką się za żywota odznaczał, po zgonie jeszcze stokroć cudniejszą się stała. Zdawał się uśpiony uśmiechać błogo.
Żalu po nim opisać trudno.
Nawet Olbracht, który do płaczu wcale skłonnym nie był, a z bratem tym, choć się kochali, mało obcował, bo ludzie byli zupełnie odmienni, przez dni kilka jak osowiały chodził.
Olbrachtowi teraz prawo starszeństwa koronę zapowiadało.
Powróciliśmy do Krakowa, gdy mór już był zupełnie ustał, ale po nim jeszcze mnogie tu ślady zostały. Do niektórych kamienic, w których ludzie wymarli, nie śmieli się jeszcze wnosić nowi mieszkańcy, choć je na nowo poświęcono i oczyszczono. Brakło wielu znajomych, wspomnienie strasznych dni było na wszystkich ustach i w pamięci... Mnóstwo chodziło w żałobie.